Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Poczerwieniała cała, głos podniosła, oczy jej żar sypały.
— Karmić przez lata, przez długie, najlepszą cząstką swej duszy, uczucia przywiązania, uwielbienia bez granic, z bliska i zdala, w radości i smutku; przyjmować jak objawienie każde słowo poety i czekać niecierpliwie słów dalszych, coraz wyższych, częstszych, niosących światło prawdy i ciepło poezyi biednej ludzkości; wierzyć w gwiazdę jego geniuszu od najpierwszego jej przebłysku i nie oderwać ani na chwilę oczu od jej szybkich wzlotów do zenitu; towarzyszyć mu lata całe myślą wierną, modlitwą poranną i wieczorną, błogosławić chwili każdej i w milczeniu, wytrwale wzbijać własną duszę w te sfery piękna gdzieby się mogła spotkać z jego duszą! Ileż razy na scenie, wobec uniesionych słuchaczy, powtarzałam nieśmiertelne słowa poetów, myśląc o tych któremi ci się może podoba kiedyś przemówić do tłumnych słuchaczy przez moje usta. Pracować bez wytchnienia nad wydoskonaleniem swej sztuki; czynić ją prostszą i coraz żywszą, prawdziwszą; dążyć do doskonałości by ciebie zadowolnić, zrównać się z twych natchnień skalą; miłować przelotną mą sławę dlatego tylko by służyć kiedyś mogła twej nieśmiertelnej sławie; z wiarą gorącą przyśpieszać nowych twych pomysłów objawienia, zostać narzędziem twego tryumfu zanim wybije mych zaćmień godzina; przeciw wszystkim i wszystkiemu mężnie bronić mego skarbu, bronić go zwłaszcza i to najodważniej przeciw samej sobie; położyć w tobie wierzenia moje, nadzieje, wszystko: smętek mój i radość, siłę i wolę, odwagę