Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/208

Ta strona została przepisana.

Pochylił się, zgiął kolano, giętki, pieszczotliwy.
— Widzę żeś piękna! Dostrzegam to tylko co mnie zawsze w tobie, Foska! zachwyca. Patrzałem na ten skręt twych włosów, tam, nad skronią, nie żelazkiem i grzebieniem a burzą wzdęty.
Zatopił ręce w gąszczy jej pięknych włosów.
Przymknęła oczy znów zdjęta dreszczem lodowatym, pokonana nieubłaganą mocą zmysłów, szmat kobiecy, bezwłasnowolny w kochanka ręku, jako rzecz bierna: pierścień czy rękawiczka w kochanka ręku; słowo co się powie lub nie powie; kruża wina, którą się dowolnie wychyli lub wyleje.
— Widzę cię piękną. Gdy tak przymykasz oczy czuję cię moją, moją w samej mej głębi, spojoną ze mną jak dusza z ciałem, życiem mem samem cię czuję... wyrazić tego nie potrafię. Gdy bledniesz czuję jak mi się krew w sercu ścina... Miłość twą czuję w każdym twym włosku... gdy drżą twe opuszczone rzęsy, zdaje mi się że dotykają mi serca, przyśpieszając jego bicie.
Słuchała go pogrążona w tę ciemność gdzie po przez żyjących powiek przysłonę widać drganie płomienia.
Chwilami głos jego zdawał się jej dalekim, mówiącym nie do niej a do innej; zdawało się jej że podsłuchuje wyznań miłosnych; że nią szarpie zazdrość, napadają błyski samobójczych zachcianek, dzikiej zemsty i tylko jej ciało spoczywa, ręce opadają zdjęte ciężką, nie dającą się otrząść niemocą...
— Rozkoszą moją jesteś, przebudzeniem ja-