Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/209

Ta strona została przepisana.

snem. Tkwi w tobie moc pobudzająca, którejś sama nieświadoma. Każdy ruch twój, jedno nic, odkrywca mi prawdy nowe, a miłość tak jak myśl, wzmaga się każdą odkrytą prawdą. Czemuż, czemuż się trwożysz i smucisz? Niceśmy nie zniszczyli; nic nie stracili. Trzeba mi było zaznać swobody i szczęścia w prawdzie twej niepodzielnej miłości by stworzyć to piękne dzieło, którego tylu oczekuje. Potrzebuję twej wiary, miłości, potrzebuję napawać się rozkoszą i tworzyć... Samo zbliżenie się do ciebie wystarcza by mnie zapłodnić natchnień tysiącem. Ot! i przed chwilą, gdyś mnie objęła, zdawało mi się, że przez ciszę przepływa potok melodyi...
Do kogóż tak mówił; u kogo prosił pełni szczęścia?
Czyż trawiąca go potrzeba melodyi nie zwracała się raczej ku tej której śpiew świat cały przeistaczał?
Ku młodości świeżej, dziewiczej, zdolnej darzyć natchnieniem i twórczością.
Gdy tę tulił w objęcia, tamta w nim śpiewała i teraz, teraz jeszcze do kogóż jeśli nie do tamtej, przemawiał tak lubo, prawdziwie?...
O! tamta bo, tylko tamta, dać mu mogła to czego łaknął dla szczęścia i sztuki!
Dziewica to siła świeża, piękność nietknięta, broń nie zużyta jeszcze, pyszna i skuteczna w boju życia!...
Przekleństwo im! jej samej przekleństwo...
Foskaryna cierpiała i szalała w duszy, nie śmiejąc, nie chcąc otrząść się z bezwładności w którą popadła, nie śmiejąc, nie chcąc podnieść ociężałych powiek.
Ciężka dusiła ją zmora.