Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/215

Ta strona została przepisana.

Dusza dawnej tragedyi odżyła w duszy nowej.
Z połączoną siłą słowa i muzyki poeta wytwarzał idealną jedność życia i sztuki.


∗             ∗

Pewnego popołudnia, w listopadzie, wracał parostatkiem z Lido, w towarzystwie Daniela Glauro.
— Pozostawili po za sobą Adryatyk wzburzony; zielonkawe i białawe fale rozbijające się o piaski pustynne, drzewa San Niccolo odarte łupieżnym wichrem, deszcze zwiędłych liści, drużyny mar, wspomnienia heroicznych wypraw zwycięskich powrotów; dobijających się o szkarłat żołnierzy i pościgów lorda Byrona pożeranego pragnieniem prześcignięcia własnych swych losów...
— Sam dałbym dziś królestwo za konia — mówił Stelio Effrena, żartując sam z siebie, podrażniony szarą powszedniością życia. — Ni kuszy, ni konia w San Niccolo, ani nawet nikogo co by się odważył wiosłować! „Perge audacter...“ i oto jesteśmy na szarym pomoście statku co dymi, swędzi, gargoce jak kocioł na ogniu. Spójrz jak Wenecya tam pląsa.
Wzburzenie morza biło aż o Laguny.
Drżące fale pląsały w strząsając podwaliny kamiennych gmachów i zdawało się że pałace,