Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/216

Ta strona została przepisana.

kopuły, wieże wahają się i podskakują wraz z niemi.
Wodne porosty, oderwane od podmurzy, pływały wlokąc za sobą białawe korzenie.
Stada mew trzepotały się w powietrzu, rzucając od czasu do czasu w wycie wichru dziwne swe chichoty.
— Ryszard Wagner — rzekł zdjęty nagłem wzruszeniem Daniel Glauro, wskazując starca pochylonego po nad baryerą parostatku — patrz, tam! pomiędzy Franciszkiem Lisztem i donną Cosima. Widzisz?
Żywiej zabiło serce Stelia Effreny; znikły mu z przed oczu otaczający go ludzie, przerwała się gorycz pożerającej go nudy, przerwała się uciskająca go bezwładność i tylko pozostało poczucie nadludzkiej potęgi zbudzonej samym dźwiękiem wielkiego tego imienia.
Po nad wszystkiemi podnoszącemi się przed chwilą jeszcze dokoła niego marami, powstał świat idealny, wywołany przez drobnego starca, pochylającego się nad wzburzonem morzem.
Gieniusz zwycięski, miłość wierna, przyjaźń nie naruszona, najwyższe dobra i najpyszniejsze zjawisko życia, były tam raz jeszcze połączone pod burzą, w milczeniu.
Jednostajna biel pokrywała głowy trzech wyjątkowych, razem zebranych istot.
Siwe włosy ocieniały smutne, myślące czoła.
Smutek wiał z ich twarzy, ruchów, jak gdyby ten sam głuchy niepokój przygniatał rozumiejące się pomiędzy sobą serca.
KobioU miała śród śnieżnie białej twarzy