Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/224

Ta strona została przepisana.

„sandalo.“[1] I patrzl Święty Marek moczy stopy w wodzie.
Żeglarz wylądował ich pod Torre dell’Orlogio.
Plac cały zalany podobny był do kwadratowego, portykami obramowanego jeziora, odbijającego mknące po niebie chmury i po za niemi mroki żółtawe. Złota Bazylika, obmyta wodą, połyskiwała skrzydły swemi i szczytami, w świetle kończącego się dnia a baniaste jej czapki i krzyże, odbijały się w ciemnem wodnem zwierciadle niby szczyty drugiej podobnej, zatopionej bazyliki.
„En verus fortis qui fregit vincula mortis“ czytał Stelio na łuku pod mozaiką Zmartwychwstania.
— Czy wiesz o tem że właśnie w Wenecyi, Ryszard Vagner, miał lat temu dwadzieścia, pierwsze spotkanie ze śmiercią? Było to w epoce „Trystana.“ Pożerany namiętnością beznadziejną przybył tu chcąc umrzeć w ciszy i tu wówczas, skomponował ów akt drugi: hymn na cześć nocy wiekuistej. Dziś go znów przeznaczenie zwróciło na lagnuy. Przeznaczono mu snać, tak jak Klaudyuszowi Monteverde tu umierać. Wenecya jest bo zaklętą w jeden muzykalny akord melodyą. Szmer każdy nabiera tu harmonijnego wyrazu. Słuchaj!
Pod podmuchem wichru, miasto z kamieni i wody dźwięczało jak olbrzymie organy.

Świst i jęk wiatru zmieniał się w chó-

  1. Nazwa miejscowa, w Wenecyi, malutkiego czółna.