Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/228

Ta strona została przepisana.

cego do doskonałości. Czy sądzisz że dramat wagnerowski pozostawia słowu należne mu miejsce, gwarantuje należną mu wartość? I czy ci się znów nie zdaje, że koncepcya muzykalna, bądź co bądź, traci, odbiega od swej zasadniczej świeżości, stając się zależną od wpływów obcych geniuszowi muzyki? Ryszard Wagner sam czuje tę słabą stronę przyznaje ją. Raz w Bayreuth zbliżył się do jednego ze swych przyjaciół, zasłaniając mu obiema dłońmi oczy, by go pogrążyć w żywszem odczuciu samej symfonii i wywołać silniejszą wewnętrzną jej wizyę.
— Wszystko niemal, co mi mówisz, nowem jest dla mnie — mówił Daniel Glauro — nowem lecz nie obcem i upaja mnie jako rzecz przeczuta i przewidziana. Więc nie masz zamiaru splatać wespół trzybarwnej wstęgi sztuki dramatycznej? Każdą przedstawić chcesz oddzielnie, zachowując jej właściwy i odpowiedni wyraz, wiążąc je z sobą tylko myślą wspólnego założenia i rozwijając jak najdalej znaczenie każdej.
— Ah! Danielu! jak ci dać obraz tego, co już mam w sobie? — zawołał Stelio Effrena. — Mechaniczne twarde są słowa, w któreś ujął zamysły moje... Nie! nie!... jakże ci potrafię określić owo coś przepływne, tajemnicze, niepochwytne a już żyjące, z czeni się noszę....
Doszli do stopni Rialto.
Stelio wbiegł szybko na schody i zatrzymał się n a moście, oparty o poręcz, przy łuku czekając na przyjaciela.
Wiatr przelatywał nad nim jak legion sztandarów którychby zręby uderzały go po twarzy.
Pod nim Canal Grandę ginął w cieniu pała-