Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/243

Ta strona została przepisana.

bezustanu powołuje, pociąga swym kryształowym szmerem śród samotności. Zabił ją, już za pośrednictwem śmierci otrzymał rozgrzeszenie bratobójczego czynu. „Dusza moja obmyta z kału — woła. — Czysty jestem, oczyszczony! W duszy mej wytryska źródło pierwotnej, niepokalanej tkliwości, tak czyste i jasne... Jeśliby teraz luba ma powstała, mogłaby ledz na mem łonie jak na śnieżnej bieli i myśli moje byłyby podobne liliom białym... Teraz jest doskonałą, jak świętość czczoną być może... Zagrzebię ją w najgłębszej głębi mych grobowców i dokoła niej nagromadzę wszystkie me skarby.“ I tak zabójstwo popełnione w świadomem szaleństwie, staje się aktem oczyszczającym, porażką Przeznaczenia. Wyłaniając się z morza symfonii, oda opiewa zwycięstwo człowieka, rozświeca niepewnemi blaski mrok katastrofy, wzbija na szczyt muzykalny pierwsze słowo odnowionego dramatu.
— A! gest Perseusza! — zawołał Daniel Glauro w upojeniu — rozumiem! Na zakończenie tragedyi ścinasz głowę Moiry i pokazujesz ją ludowi zawsze młodemu, zawsze świeżemu, co cię wieńczy grzmiącemi oklaskami.
Obaj widzieli w marzeniu teatr marmurowy, na Janikułu grzbiecie, tłumy zelektryzowane, jakby, gwiaździstą noc rzymską; widzieli tłum spływający z wzgórza, unoszący w głębi serca i sumienia nowej poezyi zasiewy... wsłuchiwali się w odgłosy oklasków ginących w cieniu i ciszy Wiecznego miasta...
— A teraz żegnaj mi Danielu — mówił Stelio Effrena, budząc się do świadomości pośpiechu i oczekiwania.