Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/244

Ta strona została przepisana.

Oczy muzy tragedyi stanęły przed nim, nieruchome, dotkniętych boską ślepotą oczu posągów podobne.
— Gdzie idziesz? — Do pałacu Capello.
— Foskaryna obznajomiona z treścią twego dramatu?
— Zaledwie.
— A jaką będzie jej rola?
— Ślepą będzie, na poły już do tamtego należącą świata, zaświatowem żyjąca życiem. Dostrzegać będzie to czego nie dostrzegą inni, ze stopy w ciemności sidłach a czołem w blaskach przedwiecznej Prawdy. Starcia tragicznej godziny, rozdźwięczą się śród jej wiekuistej nocy jak gromy w skalnych, głębokich przesmykach. Jak Tyreziasz rozumieć będzie wsze rzeczy: dozwolone i niedozwolone, boskie i ludzkie i zrozumie: „jak czczą jest nieużyteczna wiedza...“ A! tak! są to pyszne słowa, które włożę w jej usta... będą tam też milczenia rodzące niezrównane piękności...
— Siła jej na scenie, czy to kiedy mówi czy kiedy milczy jest nadludzką. Podnosi z głębi duszy ból najciszej przyczajony i ledwie dające się ująć nadzieje. Pod jej zaklęciem przeszłość odżywa w bieżącej chwili. Zbudzą poczucie własnych naszych radości i bólów odzwierciedlonych w duszach i życiach, w które się kolejno przyobleka. Dusza przez nią objawiona zdaje się nam zawsze własną naszą duszą...
Zatrzymali się na moście Savio.
Stello zamilkł pod falą miłości i melancholii co mu nagle zalała serce.
Powtarzał sobie w myśli: