Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/247

Ta strona została przepisana.

— Zajdę do Pałacu Vendramin dla zasięgnięcia wieści — rzekł doktór mistyk.
Słowa te przypomniały im wielkie, chore serce i wielkiego starca którego ciało bez życia dźwigali na swem ręku.
— Zwyciężył! Może już umierać! — westchnął Stelio Effrena.


∗             ∗

Wszedł do Foskaryny jak duch, jak widmo.
Podniecenie jego wewnętrzne zmieniało mu wszystko dokoła.
Sień oświecona starą latarnią okrętową, wydawała mu się olbrzymią.
„Felze“ stojące przy drzwiach, na podłodze przeraziło go jak trumna.
— Ah! Stelio! — zawołała aktorka, podnosząc się jednym rzutem na jego widok i rzucając się ku niemu z całą gwałtownością niecierpliwego oczekiwania — wreszcie!
Nagle, zatrzymała się, nie rzuciła mu się na szyję.
Drgnęła od stóp do głowy powstrzymując Wybuch czułości.
Głos zgrzytnął W jej gardzieli.
Byłą jak wicher gdy na raz opada...
„Kto mi cię odebrał?“ pomyślała w ściśniętem nagłą niewiarą sercu, gdy spostrzegła w ukochanym coś czego ująć nie mogła, przez co się jej wymykał.