Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/265

Ta strona została przepisana.

— Magog żyw i cały.
Były to dwa charty podarowane Effrenie przez lady Myrtę, które wywiózł był do siebie, na wieś, nad morze.
— Jakże to się stało?
— Ah! Biedny Gog! Uśmiercił ze czterdzieści co najmniej zajęcy. Posiadał wszystkie zalety: szybkość, w nogach wytrzymałość, niesłychaną zwiność ruchów, żądzę nieubłaganą uśmiercenia swej zdobyczy i klasyczną metodę chwytania zająca z zadu, w jednym susie, zczepiania się z porwanym nagłego. Czy widziałaś kiedy polowanie z chartami Poskaryno?
Tak była zasłuchaną w sam głos jego że drgnęła słysząc swe imię.
— Nigdy.
Zawieszona u ust jego zdawała się zahypnotyzowaną instynktowo-okrutnym wyrazem, z jakim opowiadał o krwawych pościgach.
— Nigdy! więc nie znasz jednego z najciekawszych obrazów: śmiałości i gwałtowności, połączonych z niesłychanie wytwornym wdziękiem. Patrz!
Przyciągnął do siebie Donowana, pochylił się, pociągał po nim dłonią wprawną.
— Niema w przyrodzie całej ściślejszego i do celów swych lepiej dopasowanego narzędzia — mówił. — Patrz! pysk wydłużony, którym węszy powietrze; szczęki potężne ku natychmiastowemu zgruchotaniu porwanej zdobyczy; łeb pomiędzy uszami szeroki, a ile tu odwagi i zręczności! Przebiegłość jaka! Skronie suche, muskularne, wargi krótkie, zaledwie pokrywające ostre, silne zęby...