Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/266

Ta strona została przepisana.

Pewnym siebie ruchem, roztworzył pysk psu, który mu żadnego nie stawił oporu.
Pokazywał pyszne, białe jego zęby, podniebienie o czarnych zarysach, wąski, różowy język.
— Spójrz-no! Kły długie, zagięte nieco... dla tem łacniejszego przytrzymania zdobyczy. Żaden inny gatunek psów nie posiada paszczy lepiej ułożonej ku doskonałemu kąsaniu i rwaniu.
Ręce jego głaskały charta z lubością, podziw dla doskonałego przedstawiciela rasy zdawał się nie znać granic.
Przykląkł jednem kolanem na murawie, owiany, prost w twarz, oddechem psa, co się dawał głaskać i obracać na wsze strony z widocznem zadowoleniem, jak gdyby rozumiał udzielane sobie pochwały.
— Uszy małe — ciągnął Effrena — stają gdy się pies czai niespokojny, kładą się, do czerepu lgną, miękkie, aksamitne gdy się łasi lub spoczywa. Patrz, jak mu łatwo można przez łeb i uszy przeciągnąć obrożę...
Zdjął mu ją z szyi i znów nałożył.
— A szyja... łabędzia, gibka, ułatwiająca porwanie zdobyczy w pełnym biegu i bez postradania równowagi. Ah! widziałem raz jak Gog porwał zająca w powietrzu, przesadzając, za zmykającym, rów głęboki... Lecz przypatrz się proszę teraz rzeczy najważniejszej: uważaj szerokość i wklęsłość piersi co mierzy oddech w biegu; skośność łopatek zastosowaną do długości goleni; ud muskularność, krótkość podkolenia, wyżłobienie kości pacierzowej pomiędzy dwoma węzłami potężnych muskułów. Patrz! na grzbiecie Heliona policzyć można skręty kości. U Donawana kryją się w głębokiej bruździe. Łapy podobne