Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/267

Ta strona została przepisana.

do kocich łapek — pazury schowane, a jaka elastyczność, siła jaka! Jaka elegancya w tych bokach wygiętych jak dno łodzi i w tej tam linii, niemal niewidzialnego podbrzusza! Wszystko to do jednego zmierza celu. Ogon mocno osadzony, cienki w końcu, podobny niemal do ogona szczura, za ster służy w biegu i dopomaga do szybszych zwrotów w gonitwie za susami zająca. Pokaż, Donowan! czyś i w tem majster.
Ujął koniec ogona charta, przeciągnął pod udem, dociągając do samej jego osady.
— Wybornie — rzekł. — Widziałem raz araba z pokolenia Arbâa próbującego tak rasy swego charta. Czyś drżał cały Ali-Nour! gdyś dostrzegał stado kozic? Wyobraź sobie Foskaryno, psiska te drżą całe gdy spostrzegą zdobycz, drżą jak trzcina i zwracają do strzelca łagodne, błagalne oczy... a błagają tak rzewnie tylko by je spuścił z uwięzi! Nie wiem czemu to mi się tak podoba i taki mnie zarazem wzrusza. Drżą z niecierpliwości rzucenia się na zdobycz... porwania: napinają się jak łuk i drżą... nie ze strachu, nie z niepokoju, oj! nie! z chęci rwania, duszenia. Ah! Foskaryno! gdybyś mogła widzieć w podobnej chwili charta dobrej rasy, potrafiłabyś może naśladować dreszcze co go przebiegają, potrafiłabyś uczłowieczyć je za pomocą twej przedziwnej sztuki i dałabyś widzom próbkę czegoś zupełnie nowego... Psyt! Ali-Nur, potoku szybki na piaskach pustyni! Czy przypominasz sobie to rozkoszne drżenie? Teraz drżysz tylko z zimna, biedny! biedny Ali-Nur!
Wesół i ruchliwy, Stelio wypuścił z rąk obrożę Donowana i wziął w obie dłonie wężowa« głowę pogromcy pustynnych kozic, wpatrując