Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/268

Ta strona została przepisana.

się z lubością w głębokie źrenice Ali-Nura, które mgliła tęsknota za cichą, suchą pustynią, namiotami rozpiętemi po całodziennem uganianiu się za zwodnym mirażem, ogniskami wieczornemi płonącemi pod wielkiemi gwiazdami co się zdają mrugać, poruszane niedostrzegalnem wianiem wiatru, tuż, po nad szczytem palm wysmukłych...
— Oczy śniące! oczy tęskne! odwagi, wierności zwierciadło! Czyś się zastanowiła kiedy nad tem lady Myrto! dlaczego właśnie stworzenie o tak pięknych oczach jest nieprzebłaganym wrogiem i niszczycielem stworzeń o najpiękniejszych pod słońcem oczach: gazelii i ząjąców.
Foskaryna była w tej fazie zakochania w której się zdaje że ruch każdy ukochanej istoty, samego głosu dźwięki przedłużają się, wypełniają powietrze, dotykają nas z oddalenia, pieszczą i napawają dreszczem rozkoszy.
Dłonie młodzieńca obejmowały głowę charta, lecz jej się zdawało że czuje na własnej twarzy ich pieszczotliwe dotknięcie.
Stelio wpatrywał się w źrenice Ali-Nura a ona czuła spojrzenie jego w głębi własnego serca i zdawało się jej, że chwaląc oczy charta, jej oczy chwali.
Stała tam na trawniku śród ulubieńców jego, ubrana w barwę szerści tego właśnie, którego przekładał nad inne, jak one pełna niejasnych, ciemnych przypomnień dalekich, dalekich, niepochwytnych ftliacyi i zaczątków, odurzona nieco ciepłem słonecznych promieni odbijających się o mur pokryty pnącemi się różami; rozgrzana jak w lekkiej gorączki paroksyzmie.
Słuchała jak mówił o rzeczach żyjących