Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/270

Ta strona została przepisana.

i twórczą siłą bóstwa tysiąckształtnego, wyłaniającego się z fermentu wszech rzeczy.
Zdarzało się jej czuć w samej sobie to co czuć musiały menady gdy im mleko przypływało do piersi za zbliżeniem się do zgłodniałych szczeniąt panter.
Stała na trawniku lekka i płowa jak chart, ulubieniec Stelia, pełna niejasnych przypomnień dalekich, dalekich zaczątków, żyjąca i spragniona pełni życia w krótkiej, użyczonej sobie chwili.
Rozwiały się łez opary, rozpierzchły smętne porywy zaparcia się samej siebie, znikły szare melancholie opuszczonego ogrodu samotnicy.
Obecność ukochanego rozszerzała przestwór, powstrzymywała bieg czasu, przyśpieszała serca bicie, mnożyła radośne wrażenia i czucia, zmieniała chwilę obecną w ucztę obfitą.
Stała na trawniku, przed kochankiem, taka jaką ją widzieć pragnął: niepomna bólu i lęku, bez smętku śladu, żywa w żywem, zdrowem ciele, owiana ciepłem, wonią, barw tęczą, gotowa przebiegać z nim niwy żyzne i wzgórza piasczyste morskich wybrzeży i niezmierzonych pustyń szlaki, uganiać się za upragnioną zdobyczą, upajać przestworzem, przebiegłością, odwagą tak zdobywców jak szczwanych.
Z każdą chwilą, za każdem jego słowem zlewała się z nim, przejmowała nim hardziej.
— Ah! za każdym razem gdym widział w zębach charta zająca, żal mieszał się we mnie z zadowoleniem; żal wzbudzony temi pięknemi, wilgotnemi, gasnącemi w śmiertelnym lęku i bólu oczyma. Większe są od twoich Ali-Nur i od twoich także Donawan, tak jasne jak wielkie