Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/286

Ta strona została przepisana.

z listem rozłożonym na kolanach, obezwładniona odkrytą i przyznaną prawdą.
Lecz po nad tem bierneni obezwładnieniem, przesuwały się w jej myśli, mimo jej woli, obrazy zniszczenia.
Raz widziała piękną twarz Donatelli poparzoną w pożarze; to znów jej figurę okaleczoną w upadką; sam przedziwny głos śpiewaczki niszczyła choroba.
Wzdragała się na te myśli, gardziła sama sobą i znów zdejmowała ją litość wielka i nad sobą i nad tamtą.
„Czyż nie ma Donatella prawa żyć? Niech żyje, niech kocha, niech zazna radości nieco.“
I wyobrażała sobie dla niej jakieś czarodziejskie przygody, miłość szczęśliwą, narzeczonego bez zarzutu, powodzenie, bogactwo, rozkosze.
„Niemaż-że na świecie drugiego mężczyzny którego by mogła pokochać? Nie może-ż go spotkać dziś, jutro, oddać mu swe serce? Jest-że zupełnem niepodobieństwem że ją losy zwrócą w inną stronę, że odjedzie daleko, na inną wejdzie drogę, oddzielona od nas na zawsze? Trzeba-ż koniecznie by została pokochaną przez tego właśnie którego ja kocham? Być może nie spotkają się już nigdy więcej...“
Tak i tem podobnie uspakajała siebie, starała się zgłuszyć dręczące ją przeczucia, lecz pomimo to cos jej szeptało w sercu:
„Teraz, gdy się raz spotkali szukać się będą nawzajem i znów spotkają. Donatella nie jest z tych co mogą zniknąć w tłumie i przejść nieznana na nieznane ścieżki. Posiada dar co jej użycza blasku pierwszorzędnej gwiazdy i wyróż-