Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/288

Ta strona została przepisana.

wrzeniec Arvale, w pełni sił twórczych pracował niezmordowanie, nieświadomy ciosu co go miał tak wcześnie, tak nagle zdruzgotać.
Myślą przeniosła się w dni te i te miejsca.
Pozowała wielkiemu rzeźbiarzowi, co jej posąg lepił z gliny.
Donatella śpiewała dawne pieśni i śpiew jej ożywiał zarazem model i posąg a własne myśli Foskaryny i głos czysty dziewczęcia i sztuki wielkość, niezbadana wówczas nawet gdy ją geniusz lub wielki talent ujmuje i w dzieło plastyczne wciela, wytwarzały atmosferę szczególną, wytworną, podniosłą w obszernej pracowni zalanej światłem dni pogodnych i słonecznego nieba, otwartej na wiośnianą dolinę, na Florencyę i Arno.
I coś jeszcze oprócz wspomnienia Zofii, pociągało ją do tej sieroty, co nie zaznała matczynych pieszczot?
Widziała ją nad wiek poważną, cichą u boku pracującego i tworzącego arcydzieła ojca, pocieszającą go, podtrzymującą, stróżką jego geniuszu, posiadającą przytem utajoną w sobie wolę, tak mocną i błyszczącą jak stal ukrytego w pochwie miecza.
„Pewną jest siebie, panią swej woli, siły swej świadomą; niech-no poczuje swobodę a zapragnie władzy. Stworzona na podbijanie serc męskich, zaciekawia ich, rozmarza. I teraz już w obcowaniu z niemi posiada instynkt równie pewny i rozważny jak doświadczenie...“
Przypominała sobie zachowanie się śpiewaczki wobec Stelia: jej niemal wzgardliwe milczenie, słowa urwane, suche, odejście z salonu, opuszczenie uczty, zniknięcie z pozostawie-