Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/289

Ta strona została przepisana.

niem swego wizerunku związanego z potokiem, niedającej się zapomnieć melodyi.
„Ah! posiada sztukę zaniepokajania duszy marzyciela! Nie! Stelio nie zapomni już jej nigdy. Czeka chwili w której danem mu będzie doścignąć ją, czeka nie zmniejszą niecierpliwością jak ona, co mnie o niego pyta.“
Wzięła list i zaczęła go znów odczytywać. Lecz pamięć jej szybszą była od źrenic.
Pytanie zagadkowe było u dołu stronicy, jak post-seriptum rzucone od niechcenia.
Widok pisma Donatelli sprawił znów Foskarynie ból ostry i znów serce jej zadrżało tak, jak gdyby niebezpieczeństwo było bliskie, natychmiastowe a miłość jej i nadzieja stracone bezpowrotnie.
„Co zamyśla dziewczyna ta, co się jej zdaje? Sądziła może, że wraz, natychmiast poleci za nią i zawiedziona w nadziei wabi go teraz? Co zamyśla, co zrobi?“
Biła się ze swemi myślami i domysłami jak z żelaznemi podwojami, któreby musiała roztworzyć by odetchnąć światłem i powietrzem.
„Czy mam jej odpowiedzieć? Co i jak? A jeślibym odpowiedziała w ten sposób że się domyśli prawdy? Czyż uszanuje miłość mą i spokój... czy uczynię dla niej Stelia nietykalnym?“
Wzdrygnęła się wstrętem, wstydem i dumą.
„Nie, nigdy, przenigdy nie dowie się odemnie o niczem, nigdy, gdyby mnie nawet zapytywała sama.“
Czuła całą ohydę współzawodnictwa otwartego pomiędzy kochanką, co postradała już młodość i dziewczyną, co ją posiada nienaruszoną jeszcze.