Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/29

Ta strona została przepisana.

na nizkeim wybrzeżu, do któregośmy przybijali, ujrzałem owocami pokryte granatu drzewa. Barwną linię przerwały blade i nikłe, zaśmiertne, pochłaniające mnie obrazy. Wtem, siedząca obok mnie donna Orsetta Contarini, krzyknęła wyciągając ku owocom ręce równie łakome i niecierpliwe jak jej podniebienie. Nic mi się bardziej nie podoba, Perdito, nad szczery wyraz pożąda­nia. „Przepadam za granatami — szczebiotała Orsetta, oblizując końcem języczka świeże swe wargi.“ Znasz ją? Dziecinna i naiwna, jak jej archaiczne imię. Powstałem. Andrea Conta­rini wcale nie zdawał się potakiwać zachciankom i trzpiotaniu się swej żony. Ręczę, że nie dzieli ufności Hadesa, w wszechmoc siedmiu ziarn gra­natu, ku utrzymaniu małżeńskiej wierności i mi­łości. Barka przybiła do brzegu, wyskoczyłem szybko i począłem obrywać owoce z drzewa, z którem się zrosłem wszystkiemi władzami mojego jestestwa. Była to jedyna może w życiu okazya wymówienia usty poganina, szczytne słowa Zba­wiciela, przy ostatniej wieczerzy: „Bierzcie i jedz­cie, oto ciało moje… to czyńcie na pamiątkę moją.“ Myślisz Perdito, że żartuję? Opowiadam ci praprawdę samą, tak jak było.
Podziwiała wytworność jego słowa i lotność fantazyi. Było w tem coś niepochwytnego, przelewnego i potężnego zarazem, coś z płomienia i uciekającej fali…
— Dziś — ciągnął — donna Andryana dotrzy­muje danego słowa! Wierna odziedziczonym in­stynktom i znanym zamiłowaniom piękna i prze­pychu, iście królewską przygotowała ucztę, żyw­cem z epoki Odrodzenia, przerzuconą w nasze szare czasy. Wyciągnęła z pyłu zapomnienia