Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/292

Ta strona została przepisana.

I podobną była listopadowa ta pogoda do drzemki dziennej niemowlęcia, co z usty pełnemi słodkiego mleka zasypia na kolanach śmierci.
— Spójrz Foskaryno, na wzgórza Euganei. Niech wiatr powstanie a podniosą się i jak obłok przemkną po nad nami. Nigdym ich jeszcze nie widział tak przedziwnie przezroczystemi... Chciałbym pojechać raz z tobą do Arquà. Wioski różowe tam jak muszle, których miriady leżą na wybrzeżu. Gdy przybędziem pierwsze krople nagłego deszczu obiją liście z kwiecia brzoskwini. Od deszczu się schronim pod arkadą Palladio. Potem szukać będziemy źródła Petrarki, nie pytając nikogo o drogę. Weźmiemy z sobą jego „Rymy,“ w małej edycyi Missirini’ego, klejnot-książeczkę którą masz zawsze u swego wezgłowia i co się już nie daje zamknąć tak pełną jest zasuszonych traw i liści, podobna do zielnika lalki... Czy chcesz Perdito, pierwszego dnia wiosennego, popłynąć ze mną do Arquà?
Nie odpowiadała mu, patrząc na usta co mówiły śliczne to rzeczy; i nie spodziewając się niczego, ze słów jego, głosu, gestu piła rozkosz ulotną.
Dla niej wiosenne te obrazki i sonet Petrarki jednakowe miały uroki z tą różnicą, ze stronicę z sonetem mogła zaznaczyć by ją odnaleźć a obrazki zacierały się z ubiegłą chwilą co je wywołała.

„Jo non bevero à quella fbntanâ“[1] — chciała, odpowiedzieć, lecz milczała upajając się piesz-

  1. Przysłowie włoskie: „Nie będę pić z tego źródła.“