Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/334

Ta strona została przepisana.

— Pewnego wieczoru „parona“[1] pobudziłaś mnie do łez i do śmiechu, jak dziecię. Czy pozwolisz bym ci na pamiątkę wieczoru którego nie zapomnę dopóki żyw będę! ofiarował drobnostkę wyszłą z rąk „del povaro Seguso“[2].
— Zwiesz się Seguso? — zawołał Stelio Effrena, pochylając się z żywością by się lepiej przyjrzeć mizerakowi — z rodu wielkich naszych szklarzy! Prawdziwy Seguso?
— Do pańskich usług.
— Książe tedy...
— „Si, un Arlechin finto principe“[3].
— Biegły być musisz w swej sztuki arkanach?
Człeczek z Murano uczynił gest tajemniczy przypominający czarodziejstwa mistrzów od których się wywodził.
Stojący dokoła pieców robotnicy uśmiechali się a ciecz szklana zastygała na końcu prętów, które trzymali w zawieszeniu.
— „Dunque, parona mia, se déguela de acetar?“[4]

Wyglądał jak gdyby zstąpił żywcem z którego z obrazów Bartolomea Vivarini, niby brat, brat rodzony któregoś ze świętych co się chronią pod opiekuńczy płaszcz Madonny, w Santa Maria Formosa: zgarbiony, chudy, wyschły, ogniem przetrawiony cały, ze skórą naciągniętą na trze-

  1. Pani.
  2. Dyalekt wenecki: „biednego Seguso.“
  3. Dyalekt wenecki; „Tak, Arlekin przebrany za księcia.“
  4. Dyalekt wenecki: „Wiec, pani moja, jeśli raczysz przyjąć...“