Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/335

Ta strona została przepisana.

szczące rzekłbyś koście, z rzadkiemi pasmami siwych włosów, nosem cienkim i prostym, spiczastą brodą i wąskiemi, sinemi wargami od których krańców rozbiegały się sprytni ciętość znamienujące zmarszczki.
Ręce miał wydłużone o szybkich a zręcznych i rozważnych ruchach, pokryte bliznami, poparzone, wyrażające samym swym składem zręczność i akuratność, dotyk czuły i nieomylny, doskonale dopasowane do zajęć i pracy, w której się ćwiczyły całe, długie szeregi pracowitych i zdolnych jego przodków.
— Zaprawdę jesteś z Segusów wielkiego rodu — rzekł obejrzawszy go od stóp do głowy, Stelio Effrena. — Same twe ręce stanowią indegat szlachectwa.
Majster szklarz spojrzał uśmiechając się na dłonie swe i palce.
— Winieneś zapisać je testamentem na rzecz Muzeum w Murano, wraz z prętem którego używasz przy pracy.
— Aha! by mi to połamano tak jak serce Canovy i „le vissole padovane“[1].
Wesoły śmiech obiegł dokoła płomiennych ołtarzy a przyszłych kruż zaczątki stygły na końcu żelaznych prętów, czerwone zrazu, bladły, błękitniały jak liście przekwitających hyacyntów.
— Lecz ostatnim i najbardziej przekonywającym rodowodem będzie twa praca — uśmiechnął się Effrena. — Zobaczym!

Foskaryna milczała bojąc się zdradzić głosem uprzednie swe wzburzenie, lecz z właści-

  1. Dyalekt wenecki: Trześnie z Padwy.