Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/337

Ta strona została przepisana.

gromadą tak, jak gdyby od rozwiązania żartobliwego zadania zależeć miała przyszłość cała małego, zaniepokojonego majstra szklarza.
„Prawda! znasz sztukę życia“ mówiła Effrenie czułem spojrzeniem Foskaryna — i słuszne jest byś zadowalniał wszystkie swe chęci. Szczęśliwą będę widząc cię napającym życiem, posiadaniem tego wszystkiego czego twa dusza zapragnie. Ha, czyń ze mną co ci się podoba!“
Uśmiechała się wyrzekając się sama siebie. Należała do niego tak jak rzecz bezwartościowa: pierścień na palcu, rękawiczka w ręku, szmat, słowo które można dowolnie użyć lub odrzucić, kruża wina, którą można dowolnie pić lub wylewać...
— A więc Seguso? — zawołał zniecierpliwiony wahaniem się Effrena.
Mały człowieczek spojrzał mu w oczy i odzyskując pewność siebie spuścił się na wrodzony mu instynkt.
Pomiędzy krużami było pięć co wyszły z rąk jego, każda w odmiennym stylu i kształcie, lecz która z nich najpiękniejszą była?
I majstrowie i czeladnicy pochylili się zaciekawieni, wyciągając ku piecom pręty by nie zastygła na nich ciecz szklana a płomię trzeszcząc jak trzeszczą płonąc laurowe liście, przelewało, buchało za ekranami oddzielającemi od pieca niewolników pracy i sztuki.
— Tak! tak! — wołał Stelio Effrena, patrząc jak szklarz wyjmuje ostrożnie krużę na którą padł jego wybór. — Krew nie kłamie i słuszne daje ci świadectwo. Kruża ta godna dogaressy Foskaryny, której została ofiarowaną!
Seguso trzymując w ręku ostrożnie krużę,