Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/353

Ta strona została przepisana.

zwierza w kniei. I czy pamiętasz ów lud krnąbrny, co ci się długo podbić nie dał, a który raz zjednawszy sóbie umiłowałaś nad wszystkie inne, nad te co ci od razu powolne były. Jest taki, po za oceanem, przed którym odkryłaś nieznanych mu przed tem wzruszeń skarby, ten cię zapomnieć nie może i śląc do ciebie ustawiczne posły wyczekuje twego powrotu chwili... Fosko! O Foskaryno! jakiemiż blaski zaświecić mi może zjednoczenie twych cierpień przebytych i twej dla mnie miłości!“
Tak myślał Stelio Effrena i na samotnym, porosłym trawą placu, cichej, głuchej wyspy, pod bladem, zimowem niebem widział wielką tragiczkę taką jaka mu się ukazała w oną pamiętną noc rozświeconej ogniem. Wenecyi, śród zebranych u jej stołu, jej twórczą potęgę sławiących poetów.
Podobną siłę miała tu, przed chwilą, gdy na pustym placu wyspy Murano, podnosząc opadającą na jej czoło woalkę, mówiła: „i wiem co głód znaczy.“
— Było w marcu, pamiętam ciągnęła łagodnie Foskaryna. — Wyszłam w pole wcześnie, z kromką chleba. Nie spieszyłam; posągi zatrzymywały mnie po drodze. Przechodziłam od jednego do drugiego, zatrzymując się przed każdym, jak gdybym przybyła w odwiedziny. Niektóre zdawały mi się bardzo piękne i starałam się naśladować ich postawę i ruchy, lecz najdłużej już pozostawałam przy pogruchotanych, uszkodzonych, jak gdybym czuła instynktową potrzebę niesienia im pociechy. Wieczorem, występując na scenie przypomniałam je sobie i wyobrażając sobie ich osamotnienie, w cichem polu,