Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/356

Ta strona została przepisana.

by Scaliger’ów, za ich żelazną kratą, zawołałam do mej matki: „Oto grobowiec Julii“ i rozpłakałam się porwana pragnieniem kochania i umierania: „Zawcześnie ujrzany i nieznany, poznany za późno.“
Głos jej powtarzający nieśmiertelne słowa poety, pieścił ucho kochanka rozdzierająco-rzewną melodyą.
Foskaryna powtórzyła po chwili:
— Za późno.
Okrutne słowa wymówione przez Stelio, powtórzone przez nią w ogrodzie spowitym w nocne mroki, wonnym od jaśminów gwiazd ukrytych i wonnym wonią dojrzałych owoców, co się rozlega w sadach, na wyspach.
„Późno, zapóźno!“
Przekwitła kobieta, stojąc na trawą porosłym placu Murana, wywołała obraz własny z lat, dawno ubiegłych, obraz budzącej się do życia dzieweczki, pierwszego bicia serca, pod tuniką nieśmiertelnej kochanki Romea.
Życie przeżywszy całe, do dna wychyliwszy doświadczeń czarę, wszak wbrew życiu i ludziom przechowała nietknięte w głębi, w samej swej głębi, zbudzone wówczas pragnienia i marzenia? Ale co tam! Po co!
Jeśli wskrzesła jej przeszłość to ją pominie, zdepcze, wiodąc kochanka do tamtej... do tej co żyje i czeka nań...
Z uśmiechem niewypowiedzianego smętku mówiła:
— Julią byłam.
Powietrze było tak spokojne, że dymy z fabrycznych kominów zwieszały się nakształt