Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/359

Ta strona została przepisana.

i śmierci... Mimowolnie wzniosłam wzrok w górę, szukając brzasku po nad okalającym arenę murem, lecz i tam ostatnie pogasły światła. Widzowie niecierpliwili się wyczekując mej śmierci. Nie chcieli słuchać matki, ni piastunki, ni mnicha a niecierpliwość ich odczuwałam bijącem coraz głośniej sercem. Tragedya biegła ku rozwiązaniu. Pamiętam obszar niebios tak blady jak perły i to wrzenie tłumu do szumu morza podobne, co przycichało za mem zjawieniem się... pamiętam woń smolną pochodni i róż pod którem i spoczywałam więdnących od palącej mnie gorączki żaru i pamiętam odległych dzwonów dźwięk rozwiewny... Niebo gasło w miarę jak ze mnie uciekało życie i gwiazdę tę pierwszą pamiętam co mi mignęła po przez łez przysłonę... Gdy opadłam na martwe ciało Romea, tłum wył w mroku, tak gwałtownie żem się aż przeraziła. Ktoś mnie podjął, pociągnął na brzeg sceny, ku wyjącym, krzyczącym widzom. Zbliżono pochodnię do mej zalanej jeszcze łzami twarzy. Pochodnia skwierczała roniąc woń smolną, cała czerwona i czarna, płomienna i dymna cała... I tej pochodni jak onej pierwszej, na wieczornem niebie gwiazdy, nie zapomnę nigdy... Sama musiałam wyglądać jak wyglądają ludzie po śmierci... Tak to Stello, w pewien wieczór majowy, mieszkańcy Werony ujrzeli wskrzeszoną Julię.
Zatrzymała się przymykając powieki jak ten co doznaje zawrotu głowy; lecz jej cierpliwie zwarte usta uśmiechały się ciągle smętnie.
— A potem? Czułam potrzebę chodzenia, ruszania się, oddychania szerszem powietrzem... matka moja szła za mną milcząc. Przeszłyśmy most, chodziłyśmy długo wzdłuż rzeki, potem