Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/370

Ta strona została przepisana.

czyć rozpacznie o własność swą i bezpieczeństwo. Mignął jej w myśli błysk zabójczy, zbrodniczy.
„Nie! nie dostaniesz jej!“
Egoizm brutalny kochanka wydał się jej monstrualnym.
Zdawało się jej, że się cała krwawi pod rozmyślnie, okrutnie wymierzanemi sobie razami, podobnemi tym, których była raz świadkiem na drodze, w mieście, górników.
Przypomniało się to jej teraz.
Widziała tam człowieka powalonego nagle o ziemię uderzeniem maczugi.
Widziała jak się porwał bezbronny i usiłował rzucić na napastnika.
Pamiętała grad razów wymierzanych silną pięścią, słyszała jak się odbijały o czaszkę ludzką, pamiętała desperackie usiłowania powstania powalonego o ziemię, twarz zbitą w jedną krwawą ranę, dziwną i okrutną oporność życia.
Wspomnienia te mieszały się z bólem obecnej chwili.
Porwała się przerażona gwałtownością, która nią nagle zatrzęsła.
Wtem cenna czasza pękła w konwulsyjnie zaciskającej się jej dłoni, zraniła ją i z dźwiękiem rzeczy rozbitych rozsypała się u stóp jej, na drobne szkła okruchy.
Drgnął Effrena.
Omyliło go jej dziwne milczenie.
Teraz dopiero spojrzał na nią i zrozumiał co znaczyć mogło i nagle przypomniał sobie ów wieczór gdy głownie skwierczały i gasły na kominku, w pokoju aktorki.