Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/374

Ta strona została przepisana.

— Foska! zatrzymaj się! Napij się trochę wody.
Doszli do „fondamenta dei Vetrai.“
Sklepy były już pozamykane.
Na pustej ulicy rozlegały się odgłosy ich kroków i echo powtarzało jej śmiech spazmatyczny.
Ile czasu upłynęło pomiędzy ich pierwszem tędy przejściem i powrotem?
Jaką część życia zgubili na tej drodze?
Jakie się mroki nagromadziły po za niemi?
Wsiadłszy do gondoli, otulona futrem, bledsza jeszcze niż przedtem, starała się opanować śmiech spazmatyczny, przyciskając dłońmi szczęki.
Od czasu do czasu niepohamowanego śmiechu wybuch, przerywał ostrą nutą ciszę i rytm uderzających o wodę wioseł.
Przyciskała dłonią usta jak gdyby się miała udusić, pomiędzy opadającą na czoło woalką a skrwawioną przy ustach chustką, oczy jej szeroko otwarte i nieruchome szkliły się w wieczornym mroku.
W powstałej nad lagunami mgle zacierały się linie i kształty, tylko wystających po nad wodą ciemnych pali szeregi podobne były do korowodu mnichów na popiołem posypanej drodze.
Het! precz! w głębi, Wenecya dymiła się niby rumowisko na placu boju.
Doleciał głos dzwonów...
Wówczas dopiero nerwowe ustąpiło naprężenie, Foskaryna się upamiętała, zapanowała nad sobą; łzy wytrysły z mrugających jej powiek;