Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/379

Ta strona została przepisana.

z rysów jej, ruchów, głosu uosabia się pomału postać, co „żyć musi po za życia granicami.“
Zrozumiała że jest modłą dla wpatrzonych w nią uparcie oczu, co ją obejmują, przenikają, w niepodzielne posiadanie biorą, nie jako kochankę-kobietę, lecz jako materyał podatny do zamierzonego celu.
Czuła jak w ogniu wyobraźni poety rozpada się, rozkłada na cząstki i przetapia w formy nowe, doskonalsze, ulegając konieczności Przeznaczenia.
Nie byłoż jej obowiązkiem przyczynić się do wytworzenia tej postaci idealnej, usiłując zbliżyć się do niej, zlać z nią zgodnie?
Więc i sztuka wymagała od niej tego co nowe, rodzące się w niej uczucie zdawało się jej wskazywać?
Cierpiała jednak nad sztuczną maską rzucającą cień na je i żywą boleść i krwawe zaparcie się samej siebie.
Dziwna dwuznaczność wyradzała się z tego zespolenia fikcyi z samą istotą jej duszy.
Chwilami zdawało się jej, że całe jej usiłowania zaparcia się siebie dążą ku tem doskonalszemu upostaciowaniu kreacyi artystycznej, nie zaś do opanowania samej siebie i pokonania instynktów.
Chwilami zdawało się jej, że traci szczerość indywidualną i popada w stan sztucznego podniecenia w jakie zwykła była popadać studyując role tragiczne.
Zaznała też innej tortury.
Czasem cofała się, zamykała instynktownie pod badawczym wzrokiem poety, czuła potrzebę skrywania przed nim wewnętrznego swego życia.