Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/380

Ta strona została przepisana.

Bała się jego przenikliwości.
„Wyczyta w duszy mej — myślała — niemo słowa, które włoży potem w usta swej heroiny; i będę zmuszona wymawiać je jak nieswoje, na scenie, pod maską.“
Chciała zachować wolnej woli dostojeństwo.
Doświadczała niejasnych zniechęceń, apatyi po której następowały głuche bunty, potrzeba otrząśnięcia się, opanowania samej siebie, przeprowadzenia jasnego rozdziału pomiędzy swą indywidualnością a fikcyjną, na wzór jej i podobieństwo tworzoną kreacyą, przełamania linii, piękna i uroku poezyi narzucających jej samoofiarność określoną wolą i fantazyą poety.
Ah! czyż w tragedyi którą tworzył, która arcydziełem jego być miała, nie było dziewicy spragnionej miłości, łaknącej życia i użycia, w której duch wyższy uznawał żywe wcielenie swych najwznioślejszych marzeń, obraz upragnionego Zwycięstwa wieńczący jego życia dzieło?
I była tam, jednocześnie, postać przekwitłej już kochanki, ze stopą na zapomnień mrocznym progu, której przeznaczono zniknąć, ustąpić?... Nie!
Ileż razy gwałtownym protestem gotową była zniszczyć pian cały, dzieło całe! wyrzec się samozaparcia.
Lecz drżała na myśl popadnięcia w minionych szałów odmęty, w szpony namiętności co przyczajona tylko, czyhała w cieniu by porwać wymykającą się sobie ofiarę.
Wówczas, nakształt pokutnic, wzmagała swą żarliwość, zdwajała baczność.
W upojeniu powtarzała akt zrzeczenia się