Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/383

Ta strona została przepisana.

Widziała samą siebie wyrzeźbioną śród ciszy grobowej... i czuła dreszcze przebiegające nieme tłumy widzów, wzruszonych, do głębi wzruszonych tragiczną postawą.
— A potem? Co potem?
Poeta zbliżył się raptem, gwałtownie do aktorki.
Zdawało się że ją uderzy by z niej wykrzesać żądaną iskrę.
— Musisz zbudzić Kasandrę ze snu nieprzespanego! Prochy jej drgnąć i odżyć muszą pod twem dotknięciem. Żywą ją mieć musisz w twych jasnowidzeń świetle. Chcesz? Prawda! Wszak mnie rozumiesz? Trzeba by twa dusza przejęła się starożytną duszą, zlała z nią w jedną boleść, jedno cierpienie, dla wykazania tej jedności do której właśnie dążę. Kasandra żyje w tobie tak jak ty w niej żyjesz. Czyś nie kochała córy Priama, czy jej nie kochasz? Któż, gdy cię raz widział i słyszał, zapomnieć zdoła dźwięk głosu, ust skrzywienie gdy zdjęta gniewem i zgrozą wyroczną wołasz: „O Ziemio! O Apolinie!“ Widzę cię, widzę milczącą i głuchą na twym rydwanie, z wyglądem dzikiego, w sieć pochwyconego zwierzęcia. Lecz pośród tylu krzyków dzikich, złowrogich, były głosy dziwnie słodkie i smętne. Starcy porównywali cię do „słowika płowego.“ Jakże, jak brzmiały twe słowa gdyś opiewała twą piękną rzekę? I te, w odpowiedzi starcom badającym cię o miłości Boga? Wszak musisz pamiętać!?
Aktorka drżała porwana sztuki potężnym podmuchem.
Zmieniła się w rozpaloną lawę podatną natchnieniom poety.