Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/389

Ta strona została przepisana.

tem i prochami, wygląda jak w gorączce, nieprzytomny.
I rozbudzone drżą cienie.
Baśń stara powstaje z prochu by raz jeszcze łudzić śmiertelników?
Drżą rozbudzone, czujne cienie.
Nagle, potęga przeklęta, fatalna, porywa żywych ludzi i popycha ku podobnym tamtym zbrodniom.
Wszczyna się walka zażarta.
Tragedya zrzuciła starą, nieruchomą maskę; z odkrytem występuje czołem i księga, dopiero co czytana przez niepokalaną dziewicę, nie da się już otworzyć bez dreszczu, bo w duszy działających ożyła cała dawna, zapomniana ohyda, ożyła, porywa nieuniknionej konieczności jawą.
Przeszłość jest faktem i czynem.
Znika złudzenie Czasu.
Występuje jedność Życiowa.
Sama wielkość jego koncepcyi przerażała Stelię Effrenę.
Zdarzało mu się szukać czegoś dokoła siebie, oglądać po za siebie, badać niespokojnie dalekie horyzonty i najbliższe przedmioty tak, jak gdyby czekał mającej skądś nadejść pomocy, objawień.
Wówczas pozostawał nieruchomy, z przymkniętemu powiekami, pochylony, w wyczekującej postawie.
— Trzeba mi, rozumiesz, trzeba mi, jednym rzutem, od razu, podnieść cały ten olbrzymi ciężar, postawić go przed widzami. W tem cała tajemnica i trudność zadania. Preludyum to pierwszy krok, pierwszy wysiłek najtrudniejszy i najdonioślejszy. Muszę jednocześnie wywołać