Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/391

Ta strona została przepisana.

i potężne że go stawiały w jednym rzędzie z pierwszemi naśladowcami Przyrody.
Istniała uderzająca analogia pomiędzy formacyą mytów samych a jego instynktową potrzebą ożywiania każdej dotkniętej przezeń myśli.
— Otóż — ciągnął — chciałem dziś właśnie rozwinąć motyw pochwycony w ów burzliwy wieczór, nazwać to chcę „Jaskinią Eola.“ Posłuchaj.
Usiadł do fortepianu, prawą ręką uderzył kilka klawiszów.
— I nic, nic więcej! Lecz czyś pochwyciła nieobrachowaną, rozrodczą siłę tych kilku dźwięków? Z tego powstaje burza, odmęt muzykalny, którego nie udało mi się opanować. Zwyciężony, ogłuszony, uciec musiałem.
Śmiał się, lecz widać było że ma jeszcze duszę wzburzoną, jak morze pod huraganu tchnieniem.
— Jaskinia Eola otwarta przez towarzyszy Ulisesa! Przypominasz sobie? Wyswobodzone z więzienia wichry wylatują odpychając nawę. Żeglarze drżą przerażeni.
Dusza poety nie mogła się uspokoić miotana wewnętrzną, twórczą pracą.
Całował ręce kochanki, znów od niej odchodził, przechodzą! się po komnacie, zatrzymywał przy fortepianie, na którym Donatella akompaniowała sobie śpiewając aryę Klaudyusza Monteverde.
Nie zdolen uspokoić się podszedł do okna, patrzał w ogród bezlistny, na mknące po niebie obłoki, na strzelające ku niebu kościelne wieże i dzwonnice.
Wzdychał za istotą muzykalną co by wy-