Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/392

Ta strona została przepisana.

śpiewać mogła wypływającą z jego motywu melodyę.
Foskaryna ozwała się cichym i spokojnym głosem:
— Gdybyśmy tu mieli Donatellę Arvale.
Odwrócił się od okna, podszedł kroków kilka ku aktorce i zatrzymał patrząc na nią badawczo, w milczeniu.
Uśmiechała się nikłym uśmiechem pod którym zwykła była skrywać cierpienie.
Jakże bliskim był od niej a jak dalekim.
Czuła dobrze, że w chwili tej nie kocha ani jej, ani Donatelli, obie uważa za narzędzia dla sztuki, za siły podatne do zużytkowania, „łuki do napięcia.“
Gorzał miłością — ale dla poezyi.
Drżał pożądaniem — najdoskonalszego wcielenia swej twórczej idei.
A ona, z sercem rozdartem, z tajoną w duszy katuszą, z niemem błaganiem na ustach i w oczach, gotową była dokonać ofiary samopalenia, przekroczyć granice miłości i życia, tak ja k heroina dramatu, co dojrzewał w twórczej jego wyobraźni.
Przypomniały się jej słowa Gaspary Stampa, te, co mu się szczególnie podobały:

„Vivere ardendo e non sentire il male“[1].

I przypomniało się jej jak nagle był pobladł gdy, zatrzymując się na ścieżce, pomiędzy dwo-

  1. „Żyć płonąc i nie czuć cierpienia.“