Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/393

Ta strona została przepisana.

ma opasującemi ścieżko murami, powoływała się na swe prawa i doświadczenie w walce życia.
„Ah gdybyś też kiedy zrozumiał całą wartość takiego jak moje przywiązania, takiego jak moje niewolniczego oddania się tobie. Gdybym ci też kiedy, na prawdę, potrzebną być mogła... gdybyś tracąc odwagę, przy mnie i we mnie znalazł wsparcie co nie zawiedzie, ufność co jest rosą serca, siłą życia.“
Do czegóż doszła!
W boleści pokładała nadzieję i mówiąc w duchu: „gdyby też kiedy...“ budziła się do świadomości czasu co ucieka, chwili co mija, żużli co się dopalają, płomienia co przygasa, ciała co więdnie, wszystkiego co zanika, rozsypuje się.
Teraz dzień każdy ryć będzie nową zmarszczkę na jej twarzy, ścierać, ust świeżość różaną wydzierać włosy nad skronią.
Dzień każdy, na zawołanie zbliżającej się starości, przyspieszy dzieło zniszczenia.
„Ebbene.“
Przekonywała się raz jeszcze, raz setny i tysiączny! że z własnych to jej, nieposkromionych pożądań, wytwarzały się illuzye i nadzieje dopomagające jej zdobyć się na to „na co się miłość sama zdobyć nie potrafi.“
Wiedziała, że żadną siłą woli, namiętnych swych pożądań zgłuszyć nie potrafi i zniechęcona patrzała jak się w gruzy rozsypywał gmach jej heroicznych przedsięwzięć.
Nie bez wewnętrznego wstydu zmuszoną była przyznać jak bardzo w tem była aktorką, co schodząc ze sceny zrzuca pyszne królewskie szaty, w które przebraną była.
Gdy przed chwilą, przerywając ciszę, wyra-