Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/403

Ta strona została przepisana.

chwili nie przepływamy po nad Temòdia? W muł podwodny zapadły dudy i rury organów, lecz stoją tam całe, prawie nie przystępne. Siedm tysięcy ich było. Przepływamy może w tej samej. chwili po nad lasem szklanych rur dźwięcznych? Jak porosty wodne są tu delikatne!
Pochylał się nad przezroczystą wodą i Foskary na też, siedząc naprzeciw niego się pochylała, a wstęgi, pióra, aksamit, wszystko co się z prostotą wytwornej sztuki złożyło na wytworzenie jej kapelusza; oczy Foskaryny i okrążające je sińce; uśmiech którym ozdabiała swego przekwitu dobę; wiązanka żonkilów, co zamiast latarni złociła się u przodu łodzi; pomysły wykwintne poety; imiona wysp co dawno z powierzchni morza znikły; błękity co na przemian występowały lub kryły się w mgłach śnieżnych; urwane, zgłuszone głosy niewidzialnych ptaków, wszystkie te cienie i barwy i dźwięki tonęły w zwojach zielonkawego włosia, co posłuszne przypływu i odpływu wahaniom słaniały się jak pod pocałunków tchnieniem.
Dwa, zmieszane razem dziwy zdawały się je barwić.
Zielone jak ruń co wschodzi na bruździe zoranej ziemi, płowe jak liście więdniejące na młodym dębie i zielone i płowe ze wszystkiemi odcieniami rozwijającej się i jednocześnie przekwitającej roślinności, dawały obraz jakiejś dwuznacznej pory roku, właściwej łożysku laguny.
Światło oświecając je po przez wód przezroczystość nie traciło nic z natężenia, raczej nabierało tajemniczej głębi tak, że w swej mięk-