Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/404

Ta strona została przepisana.

kości i podatności wodorosty zdradzały czułość na działanie księżyca.
— Czegóż się bała, czem smuciła Perdilanza — spytała ciągle pochylona nad wodą Foskaryna?
— Tem, że na ustach i w sercu kochanka imię jej ustępowało miejsca imieniu Temòdia, wymawianemu z coraz większą tkliwością i tem, że wyspa ta została jedyną miejscowością gdzie jej wzbronionem było towarzyszyć kochankowi. Wybudował tam sobie pracownię, gdzie spędzał większą część dnia i nocy, w towarzystwie czeladzi związanej przysięgą u ołtarza, nie zdradzenia tajemnicy mistrza. Wielka Rada, nakazując by mu dostarczano wszystkiego czego zapotrzebuje do swego przedsięwzięcia, zapowiedziała zarazem że go skaże na ucięcie głowy jeśli zamierzone dzieło nie usprawiedliwi zuchowatych jego przechwałek. Wówczas Dardi zawiązał sobie nić szkarłatną na nagiej szyi.
Foskaryna podniosła się z siedzenia i znów opadła na czarne poduszki gondoli, olśniona zielenią podwodnej łąki i opowieści czarem i śród dwóch tych blasków błądząc jak w labiryncie, zaczynała doznawać uczucia podobnego temu, którego doznała była w Stra: nie umiała odróżnić mar od przywidzeń, snu od jawy.
Zdawało się jej że to o sobie samym mówi Stelio Effrena pod osłoną alegoryi, tak jak w ów pamiętny wrześniowy wieczór, gdy jej tłomaczył symbol granatu...
Imię bohaterki jego opowieści przypominało brzmieniem pierwszych swych sylab imię jakiemi wówczas wołał na nią jeszcze: Perdita!