Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/405

Ta strona została przepisana.

Perdilańza. Chciał że pod osłoną swej opowieści ostrzedz ją? Jakże, o czem?
I czemuż właśnie w pobliżu miejsc gdzie, na Murano, przeżyła przy nim tak straszne chwile, czemuż teraz bawił się w układanie zagadki, natchnionej zapewne wspomnieniem rozbitej czaszy?
Czar prysnął, przemknęła błogiego wytchnienia chwila urocza i wsłuchując się w głos i słowa kochanka, usiłując pochwycić myśl pod niemi ukrytą, Foskaryna, z samej treści jego opowieści ostrzyła miecz, który sama, we własne, wbić gotową była serce.
Zapomniała o tem, że kochanek jej nic jeszcze nie wie ojej zamierzonym wyjeździe z Wenecyi.
Spojrzała na niego.
Dostrzegła w nim to zadowolenie widoczne jakiego doświadczał tworząc i mówiąc.
Instynktem wiedziona, patrząc nań, powtarzała w duchu:
— Odjeżdżam już, odjeżdżam.... nie rań-że mnie...
— Zorzi co tam pływa białego, pod murem? — pytał wioślarza poeta.
Zbliżali się do Murano.
Widać było murowane ogrodzenie, wawrzynów wierzchołki.
Czarne dymy piecowisk pływały jak rozpuszczone kiry po srebrzystem powietrzu.
Wówczas aktorka z przestrachem nie do opisania miała widzenie dalekiego portu gdzie czekał na nią okręt olbrzymi.
Przypomniały się jej dymy kłębiące się nakształt chmur złowrogich po nad grodem, na-