Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/407

Ta strona została przepisana.

dramat życia tego człowieka postawionego pomiędzy toporem kata a koniecznością wytworzenia przędziwu, arcydzieła! pozostającego w ciągiem i ścisłem porozumieniu z pierwiastkami przyrody. Mógł się posługiwać dowolnie Ogniem, Wodą, Ziemią; ale Powietrze, ruch powietrza, jakże to ująć, wtłoczyć w jarzmo pracy? Tymczasem codzień, nieubłagana dziesięciu rada, przysyłała na zwiady czerwonego gońca, tego, wiesz, co z nasuniętym na twarz kapturem, obejmuje kolumnę w pokłonie trzech królów, drugiego Bonifazio. Po niezliczonych, nieudałych próbach, Dardi’emu strzelił pomysł znakomity. Dnia tego właśnie, w cieniu drzew laurowych, rozmawiał z Pricianese o grocie Eola, o jego dwunastu wichrowatych synach i przybiciu do lądów wyspy zachodniej Laöstosa dziedzica. Wziął się do odczytywania Homera, Wilgiliusza, Owidyusza w pięknych wydaniach Aldo. Udał się potem do czarownika słowaka, posiadającego sekret czarowania wiatrów i czynienia ich przychylnemi długim i dalekim żeglugom. „Potrzebowałbym — rzekł mu — rozporządzać wiatrem nie nazbyt silnym ani też za słabym, posłusznym i dającym się skłaniać do potrzeb i chęci moich; wietrzykiem co by mi dopomagał wydymać szkła pewne, które mam w myśli... „Lenius aspirans aura secunda venit...“ rozumiesz mnie starcze?“
Poeta roześmiał się, gdyż widział w wyobraźni całą tę scenę, w domu, przy ulicy de la Testa, w San Zanepole, gdzie słowak mieszkał wraz z córką swą Kornelią Sciavonetta „una honorata cortegiana (piezo so pare, seudi“).