Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/413

Ta strona została przepisana.

zwyciężyć i ty mi dopomożesz. I mnie co rano odwiedza gość groźny: wyczekiwanie przyjaciół mych i nieprzyjaciół, tych co mnie kochają i tych co mnie nienawidzą. Wyczekiwanie przywdziać może z czasem czerwone kata suknie, bo możesz być pod słońcem coś bardziej nad nie nieubłaganego.
— Daję ci to miarę tego co stworzyć możesz, winieneś.
Uczuł w łonie szpony pożerającego go sępa. Instynktowo powstał, zniecierpliwiony powolnem posuwaniem się gondoli.
Czemuż życie spędzał w bezczynności?
Co godzina, co chwila walczyć trzeba było, sił próbować, wzmagać się, bronić zmniejszeniu, zagładzie, gwałtom, zarazom.
O każdej dobie i w chwili każdej nie można było spuszczać z oka celu, trzeba było skupiać się, pracować bez wytchnienia.
Potrzeba, gorące pragnienie sławy, obudzały w nim zwykle jakieś w poły dzikie instynkty, zaciętość pewną, do walki popęd.
— Czy znasz — spytał Foskarynę — słowa wielkiego męża, któremu Heraldit na imię było? „Łuk ma na imię Hios a śmierć dziełem jego.“ Słowa te budzą ducha zanim go swą pewnością rozświecą. Słowa te słyszałem dokoła siebie, w sobie, bez ustanku dźwięczały mi w ów wieczór jesienny, wieczór „epitanii“ ognia, u stołu twego. Tego wieczoru przeżyłem zaiste dionyzesowe chwile wewnętrznego upojenia, tak silnego jak gdybym dźwigał na mych piersiach całe w ogniu płonące góry na których wyją i szaleją wszystkie na raz Menady. Zdawało mi się doprawdy słyszeć chwilami ich krzyki i jęki dale-