Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/425

Ta strona została przepisana.

ru, ostrzegając zarazem. Foskarynę, że reguła zakonna zamyka furtę przed kobietami.
— Mam-że iść?...— pytał uśmiechającą się swą towarzyszkę Effrena.
— Takt pójdź! zobacz!
— A ty zostaniesz tu sama?
— Sama.
— Przyniosę ci szyszkę ze świętej sosny.
I poszedł za braciszkiem pod ciasnego portyku strop belkowany, zkąd zwieszały się puste, jaskółcze gniazda.
Zatrzymał się na progu furty, obejrzał za swą towarzyszką, skłonił ku niej ręką i głową.
Furta się za nim zamknęła.

„O beata solitudo!
„O sola beatitudo!

Wówczas, tak jak w organach zmiana regestru dźwięk na raz zmienia, zmieniły się myśli i uczucia kobiety.
Rozpacz i lęk osamotnienia ogarnęły kochającą duszę.
Kochanka nie było u jej boku, nie słyszała głosu jego, nie czuła oddechu na swej twarzy, dłoni swej w jego silnej a pieszczącej dłoni.
Nie patrzała na niego!
Nie widziała jak się powietrze, cień, światło zlewają z życiem jego.
„A jeśli nie wróci, jeśli się już nie roztworzą wrzeciąże drzwi tych klasztornych?“
Było to niepodobieństwem, a jednak niepodobieństwo samo przemknęło po jej myśli.
Nie! Za chwilkę zjawi się na tym progu,