Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/433

Ta strona została przepisana.

chą wyspę klasztorną, na której się cyprysy Wznoszą takie jakieś ciche, rozmodlone.
— Tam, patrz! tam kanał dei Tre Porti, co otwiera wrota szerokim morzom — ciągnął tęsknotą za rodzimym domem zdjęty poeta, wyobrażając już siebie na dwumasztowca pokładzie, na przeciw swego sadu, swych wrześni i mirtylów.
Wsiedli do gondoli.
Milczeli długo oboje.
Podniebne melodye spływały na cichego archipelagu gwiazdy, tak jak światło niebieskie wnikało w morze, tak rozśpiewane ptasie głosy spadały na lądy.
Wobec blasków zachodu Burano i Torcello wyglądały jak dwa zaryte w piasek galiony[1] lecz, po nad Dolomitią gromadziły się ciężkie chmury.
— Teraz — mówiła Foskaryna ciągnąc swe tkliwe namowy chociaż jej serce zamierało w piersiach okrutnym bólem — teraz gdy zarys dzieła twego gotów, potrzebny ci tylko spokój przy pracy. Zawsześ dotąd pracował w ciszy błogiej, pod własnym, rodzimym dachem. Nigdzie, wiem to, tam tylko chyba, znajdziasz potrzebny ci »spokój, równowagę potrzebną przy dokonaniu dzieła.

— Prawda — odrzekł rozważnie Stelio Effrena. — Gdy nas obejmie gorączka sławy, zdobycze sztuki wydają się nam jak twierdze które zdobywać trzeba przy trąb graniu, podniecających

  1. Nazwa wielkich, hiszpańskich statków wojennych.