Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/439

Ta strona została przepisana.

ta. Trzeba dzieło twe otoczyć bogactwem i niezwykłą wystawnością. Nie! nie chcę ubogiej maski na Kasandry twarzy... i chcę... chcę zwłaszcza módz zadowolnić twe życzenia otwarcia przez pierwsze trzy dni na oścież drzwi teatru ludowi a potem otwieraniu mu go co tydzień ułatwiając ludowym murom przystęp do uszlachetniającej sztuki... Widzisz, wiara to moja, przekonania dopomagają mi do rozstania się z tobą. Czas leci, ucieka! Trzeba by każdy z nas, gdy chwila nadejdzie, gotów był, na stanowisku. Nie zawiodę cię. Mam nadzieję że cię zadowolni twa przyjaciółka! Pracy szczędzić nie będę... trudniej mi to tym razem przyjdzie... trudniej zapewne... Ale ty, dziecko moje kochane! biedne dziecko moje! na jakiż wysiłek zdobyć się musisz, bo i czegóż nie spodziewamy się, od ciebie, czego wymagamy! jak wielkiej, jak ogromnej rzeczy.., Sam to wiesz dobrze...
Zaczęła była mówić odważnie, spokojnie, wesoło niemal; starając się być tem czem być winna była: narzędziem odpowiedniem i wiernem w usłudze genialnego władcy, towarzyszką mężną i pewną na której współudziale twórca poeta i przyjaciel poeta oprzeć się mógł śmiało, lecz teraz fale opanowanych uczuć i żalu i wzruszeń, wymykały się z pod jej woli, zalewały piersi, głos w gardle dławiły.
Mówiła ciszej, wolniej a drżące jej ręce machinalnie brały, to znów rzucały na stół książki, ryciny.
— Byle wszystko służyło twej pracy, twym zamysłom... natchnieniom... to główne... tylko to coś warte... niczem reszta... „In alto i cuori!“ Wyżej, wyżej serca!