Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/441

Ta strona została przepisana.

symbole uczuć artystów, splątanych zapytań zagadki, linie tak proste jak kojących horyzontów linie, alegorye tajemnicze lub przezroczyste pod któremi kryły się prawda, jak słońce nazbyt olśniewające dla śmiertelników oczu.
— Spójrz! — mówiła do przyjaciela, wskazując mu palcem starą rycinę Foskaryna — znasz ją?
Oboje dobrze ją znali! lecz pochylili się teraz nad nią razem, wpatrując się w nią uważnie, Zdała się im nową jak muzyka, co, za każdym razem, wsłuchującym się w nią nowe opowiada rzeczy.
Rycina była wedle Alberta Dürer.
Anioł Ziemi o skrzydłach orlich, duch bezsenny, cierpliwością uwieńczony, siedział na nagim kamieniu, z twarzą na dłoni a łokciem wspartym na podniesionem kolanie.
Na kolanach miał księgę otwartą, kompas w drugiej ręce.
U stóp jego legł, w łęk zwinięty, chart, towarzysz człeka-strzelca, w wieków zaraniu.
Obok niego, jak ptak przysiadły na grzbiecie stogu, drzemało dziecię, smętku już pełne, trzymające w ręku rylce i tabliczki na których miały zostać skreślone pierwsze zgłoski wiedzy ludzkiej.
A dokoła ryciny narzędzia pracy tworzyły bogatą ramę.
Po nad głową zamyślonego syna Ewy, nad ostrzem skrzydła rysowała się klapsydry podwójna bania, z przesypującym się z wolna piaskiem, czasu miara cicha.
W głębi widzieć się dawało morze, zatoki, przystanie, latarnie morskie, opady jakieś.
Morze spokojne a nieposkromione po nad