Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/442

Ta strona została przepisana.

którem z jednej strony zachodziło słońce, z drugiej, na nasuwającej się nocy chmurze szybował nietoperz z wypisanem na skrzydle słowem objawienia.
Przystanie te, latarnie morskie, grody i twierdze wzniósł ów Duch pracy, cierpliwością i wytrwaniem uwieńczony.
On ciosał kamienie wieżyc wysokich, ścinał sosny niebotyczne na maszty strzeliste i on wreszcie wymyślił czasu miarę wiekom ją za wędzidło i wskazówkę dając a jeśli przysiadł teraz to nie dla wczasu, o nie! lecz w nowej pracy przedwstępnem skupieniu, wpatrzony w życie okiem z którego wyziera duch wolny, rozważny, nieustraszony.
Z otaczających Anioła Ziemi form i rzeczy cisza wieje i olbrzymi tylko ogień bucha, trzeszczy pod tyglem z którego wyjść mają leki na bóle jakieś, lub rozwiązanie jednej z zagadek łub tajemnic życia.
Wielki Anioł, o orlich skrzydłach, zbrojnie opasany i opatrzony w klucze co otwierają i zamykają zdaje się odpowiadać tym co go pytają:
„Słońce zachodzi, powstałe z nieba światło ćmi się znów na niebie i dzień dzisiejszy nie zna brzasków dnia jutrzejszego. Lecz noc równem cieniem pokrywa rzecz każdą, zamyka wszelakie powieki, oprócz tych powiek co u rozpalonego czuwają zarzewia. Wiem, że żyjący jest jak umarły, rozbudzony jako śpiący, jako starzec młodzian, gdyż ten jest tylko tamtego odmianą a odmiana każda dokonywa się zarówno w bólu jak w rozkoszy. Wiem, że na wzór liry i łuku, harmonia wszechrzeczy na dysonansach polega. Wiem że istnieję i zarazem nie istnieję iż jedna