Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/448

Ta strona została przepisana.

niu, przyniesionemi przez nich gałęźmi wawrzynów pokryli mistrza trumnę całą.
Pyszne były te rzymskie wawrzyny, ścięte na wzgórzu kędy niegdyś opuszczały się wyroczne orły a w czasach bliższych nam choć nie mniej bajecznych, lały się rzeki krwi szlachetnej, za jedność i piękność Italii.
Gałęzie proste, silne, ciemne, liść twardy, o wyraźnych konturach i ząbkowaniu, zielony zielenią, bronzowych ocembrowań rzymskich wodozbiorów, ronił woń orzeźwiającą.
I uniosła je para na północ, w krainy spowite w ruiny skrzepłe snem zimowym, gdy pnie ich drzew rodzimych, od których oderwane zostały pod ożywczem słońcem Romy i szmerach jej kryształowych krynic, wzbierały nowemi soki, nowem życiem zakwitały.

KONIEC.