Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Lecz ni medali, ni posągów nie widział, łamiąc się sam z sobą, w samym sobie czytał niewyraźne jeszcze słowa, skupioną siła woli kojarzył myśli, wyobrażenia, obrazy, które za krótką chwilę miał wcielić w zwartą harmonię żywego słowa.
Dla wyrażenia myśli swych i uczuć, szukał i dobierał odpowiednich, najwierniejszych a zarazem i jak najdźwięczniej szych słów.
Mogąc czerpać tylko w samym sobie, pragnął najistotniejszą treść swej duszy, zawrzeć w najdoskonalszej formie, najwyraźniejszych i najpoetyczniej szych obrazach, a wobec zebranych swych uczni chciał położyć szczególny nacisk na to, że tylko ustawiczne i wytrwałe podnoszenie skali swych pragnień, uczuć, myśli, zgodne z prawami przyrody i nieoddzielne od nich rozwijanie własnych zdolności i rozumienia piękna, otwiera do niego drogę.
Tymczasem, pochylając się machinalnie nad medalem, robotą Pizanello, czuł w skroniach pulsowania, aż zawrotnego natężenia myśli.
— Patrz Stelio! — zawołał stojący tuż obok Daniel Glauro, z przejęciem, z jakiem wierzący i pobożni mówić zwykli o rzeczach świętych — patrz! jakie to bywają objawy tajemniczych działań, związków niezbadanych! Gdy cię nieomylny twój instynkt wiedzie do ujęcia wytrysku twego geniuszu w najodpowiedniejszą jego naturze i właściwościom formę improwizacyi; gdy usiłujesz związać w skończoną całość to, co się w tobie rodzi i tworzy, natrafiłeś wypadkiem na robotę Pizaniela, na wizerunek jednego z najświetniejszych stylistów, na tego, co pomiędzy mężami Odrodzenia, posiadał najszczerszą ateń-