Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/57

Ta strona została przepisana.

murowemi ramiony najpyszniejszy wytrysk włoskiego gieniuszu?
Głos mówcy, jasny i donośny, lecz zrazu powściągliwy, rozgrzewał się przy niewidzialnej iskrze krzesanej improwizacyą dopasowywaną do wymagań czułego na lada rozdźwięk ucha i smaku.
Słowa płynące z ust jego wolno, przypominały, rytmicznem zwarciem okresów, szkice rzucone od ręki, lecz pewną siebie i wprawną dłonią.
Pod harmonią płynnego słowa, słuchacze czuli naprężenie myśli i doznawali tego, co doznawać musieli widzowie igrzysk cyrkowych, gdy podziwiali naprężenie muskułów i pulsacye arteryi atletów pod gibkością i zwinnością ich wyćwiczonych ruchów.
Pod żywego słowa rzeźbą czuli pulsujące życie, ciepło myśli czerpanej u samego źródła, w wytrysku improwizacyi, a zadowolenie z niespodzianki było tem żywsze, że najwybredniejsi miłośnicy i znawcy krasomówstwa liczyli raczej na obmyśloną z góry, starannie opracowaną konferencyę.
Przyjaciele poety, chociaż świadomi wewnętrznej pracy, co go doprowadziła do napełniającego ich radością rezultatu, przejęci byli śmiałością jego przedsięwzięcia.
Wzruszenie dokoła wzmagało się, mnożyło liczebnie, rozpierzchając po wypełniających salę słuchaczach, i odbijając się od nich zwracało ku temu, co je wywołał.
W tem tkwił, przewidziany zresztą szkopuł.
Effrena zawahał się, zachwiał jak pod nazbyt gwałtownem uderzeniem utajonego prądu.