Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/60

Ta strona została przepisana.

z obrzucających tło obrazu obłoków, wyłaniały się z tak muskularną wydatnością, tak ciepłą swobodą układu, że się zdawały drgać życiem żywego ciała.
Z nagości, co zwyciężyła pył stuleci, przyćmiewający niżej tyle bohaterskich szturmów, bitew walnych, zwycięztw rozgłośnych — spływały, rzec można, smugi rozkosznego ciepła, wzmagane raczej niż miarkowane, tchem pogodnej nocy, wpadającem do sali przez wpół otwarte na balkony okna, tak upajającem jak skupione wonie w wiązankach kwiatów. Królewskiej drużyny damy, zaklęte pędzlem wielkiego mistrza w nieśmiertelność na pułapie sali, wychylając się z pomiędzy dwóch krętych kolumn nad kamienną balustradą, olśniewające lica i pyszne ramiona kłoniły się ku swym zebranym w sali młodszym siostrzycom.
Pod rozlewającem się dokoła upojeniem, mówca snuł myśli i okresy tak melodyjne jak liryczne strofy:
— Rozdmuchana przedziwnym urokiem Wenecyi iskra rozpaliła się wczoraj w mych piersiach z niebywałą dotąd siłą. Przed olśnionem mem okiem, pod zielonkawemi swemi opaskami Wenecya, podobna do oczekującej oblubieńca oblubienicy, zda mi się dyszeć i omdlewać miłością. Marmurowe ramiona wyciągała do zbliżającego się kochanka od którego wiały wonie więdniejących na dalekich łąkach ziół i kwiecia. Wpatrzona w obłoki dymów, wzbijających się na skraju milczącej laguny, zdawała się wyczekiwać umówionego hasła, w ciszę wsłuchana, gotowa czujnem uchem pochwycić lada dźwięk, szmer wiatru, wślizgującego się w nieliczne, miej-