Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/74

Ta strona została przepisana.

nych lecz biegnąc po klawiszach przebiega gamą nut odmiennych, opiewa świat innych radości i smutków innych, inne wywołuje sny, takie, w których grzech się kryje.
— Kto okiem bacznem wpatrzył się w „koncert“[1] ten dostrzegł ujętą przez artystę nieodzowną chwilę życia Wenecyi. Tak potęga i harmonja kolorytu jak postawa i psychologja uczestniczących w tym niezrównanym koncercie muzykantów, nieopisane wywierają wrażenie. W głębokim akordzie mistrz zamknął uczucia duszy wobec nagle dojrzanych niewyczerpanych bogactw życia.

— Siedzący u klawikordu mnich i jego starszy przy nim stojący towarzysz, wcale już nie są podobni do figur Carpacia, naprzykład do tych co w San Giorgio dei Schiavoni umykają pod rozmachem płaszcza św. Hieronima. Tych istota sama się przemieniała i silniejszą jest i szlachetniejszą, sprzyjającą rodzeniu się nieskończonych snów i poruszeń duszy, nieobliczonych rozkoszy i niezgłębionych smutków.!. Dźwięki, które z klawiatury dobywają te piękne, nerwowe ręce, pogłębiły się bardzo. Czarodziejską być musiała zmiana tak nagła i zupełna. Mnich dobiegł do południa życia. Młodość po za nim i skłony już bliskie, i o tej to właśnie dobie życie mu się objawiło z całą swoją pełnią i rozlicznością dóbr swoich, podobne do gąszczy drzewa, pokrytego bujnym, dojrzałym owocem, nęcącym dłonie, co nie dotykały wiosennych puchów, wio-

  1. Słynny obraz Giorgiona, w pałacu Piti, we Florencyi.